Kibice potrzebni od zaraz

Niemal 2000 widzów obejrzało derbowy mecz Avii z Hetmanem w sierpniu 2005 roku.

Po raz ostatni liczba widzów na domowym meczu Avii przekroczyła tysiąc w pamiętnym sezonie 2005/06, a więc siedem lat temu. Walczyliśmy wtedy jeśli nie o bezpośredni awans do II ligi, to przynajmniej o miejsce w barażu. Byliśmy beniaminkiem i zaskoczyliśmy swoją postawą nie tylko rywali, ale także samych siebie. I chociaż ostatecznie zostaliśmy na mecie z pustymi rękami, zajmując trzecie miejsce, to miło jest wspomnieć widok całkiem nieźle wypełnionych trybun przy Sportowej 2.

Od tamtego sezonu frekwencja na meczach Avii systematycznie spadała. Ostatnie spotkanie przed rozpoczęciem przebudowy stadionu (z Izolatorem Boguchwała) obejrzało zaledwie około 300 widzów, a przecież walczyliśmy wtedy jeszcze o awans! Obecne występy naszych piłkarzy w Poniatowej ogląda podobna liczba widzów. Gdzie się podziali kibice Avii?

Śmiejąc się z samego siebie mogę sam sobie odpowiedzieć, że wyjechali za granicę i śledzą wyniki żółto-niebieskich już tylko przez internet. Patrząc na liczbę wejść na tę stronę z Wielkiej Brytanii można rzeczywiście się z takim stwierdzeniem zgodzić. Na pewno wyjechało ze Świdnika mnóstwo sympatyków Avii, którzy zarabiają teraz na chleb w różnych krajach Europy. Ale przecież to nie może być jedyne wytłumaczenie. Pamiętam lata 80-te kiedy mieliśmy naprawdę dobrą drużynę drugoligową i już wtedy zdarzało się, że na mecz przychodziło jedynie 500 czy 700 osób. Prawda jest taka, że Avia boryka się z problemem pustawych trybun właśnie od początku owych lat 80-tych.

Wtedy jeszcze przeciętna liczba widzów, kiedy graliśmy w II lidze, wynosiła około tysiąca, a na spotkania z Motorem lub zespołami ze ścisłej czołówki rosła do kilku tysięcy. Ta średnia była jednak zdecydowanie niższa niż w poprzedniej dekadzie. Dla przykładu: pierwszy drugoligowy mecz z Motorem w Świdniku obejrzało wiosną 1974 roku około 7 tysięcy widzów! Przez całe lata 70-te dość regularnie na Sportowej gromadziło się ponad 2 tysiące ludzi. Potem jednak nastąpiło załamanie.

Avia – Hetman w sierpniu 2005. Przed chwilą Paweł Pranagal zdobył zwycięską bramkę dla Avii. Cała trybuna od lotniska była wypełniona.

Zauważyła to ówczesna prasa. W lipcu 1981 roku Kurier Lubelski donosił, że Avia w taki sposób ustawiła terminarz swoich spotkań, aby nie kolidowały z występami I-ligowego Motoru. Na Zygmuntowskie jeździła wówczas cała Lubelszczyzna, także kibice ze Świdnika. Pierwsza liga, w której nie brakowało prawdziwych gwiazd, uczestników mistrzostwa świata, działała jak magnes. Motor grał zwykle w niedzielę o godz 17 lub 18. Kurier pisał: Sekretarz FKS Avia p. Rubaj poinformował nas wczoraj, że terminy meczów Avii dostosowane będą do I-ligowych spotkań Motoru. Avia bowiem ma grać w soboty bądź niedzielne przedpołudnia. W tym samym artykule, informując o przygotowaniach drużyny do sezonu w II lidze, dziennikarz Kuriera dodawał na koniec: Zawodnicy i działacze Avii mają już dziś jedno życzenie, aby na meczach w Świdniku zawsze było dużo kibiców darzących drużynę Avii prawdziwą sympatią. Avia po prostu obawia się pustych trybun. No cóż, wypada nam ogłosić powszechny zaciąg kibiców do Avii.

Słowa te zostały napisane w przededniu statystycznie najlepszego sezonu w historii klubu, kiedy to zajęliśmy 5. miejsce w II lidze. Jak widać, już wtedy było źle ze wsparciem dla żółto-niebieskich. W kolejnych latach jeśli coś się zmieniało to niestety na gorsze.

W 1984 roku w Kurierze ukazał się wywiad z ówczesnym trenerem Avii Witoldem Sokołowskim zatytułowany wymownie: ”Czy w Świdniku nie ma kibiców?” Dziennikarz zapytał trenera: – Czego oprócz zastrzyku świeżej krwi należy życzyć trenerowi beniaminka drugiej ligi, który już 11 sierpnia staruje do walki? Odpowiedź brzmiała: – Przede wszystkim kibiców na trybunach stadionu w Świdniku. W minionym sezonie przychodziło ich na mecze 300-500. Bez odpowiedniej atmosfery podczas gry zawodnicy nie wzniosą się nigdy na wyżyny swoich umiejętności. Małe zainteresowanie piłką nożną ze strony społeczności Świdnika nie dopinguje też do pracy na najwyższych obrotach. A poza tym to żenujące, że w o wiele mniejszej od Świdnika Sarzynie na mecze miejscowej Unii przychodzi nawet 4000 kibiców.

Ten sam mecz. Po drugiej stronie stadionu przy Sportowej 2 także ciężko było znaleźć wolne miejsce.

Problem malejącej frekwencji był więc dostrzegany, ale w trakcie upływających lat nie zrobiono nic konkretnego, aby mu zapobiec. A przecież jest to temat ważny dla istnienia każdego klubu sportowego. Każdy dla swojego dobrze pojętego dobra powinien zabiegać o jak największą liczbę sympatyków. Klub posiadający wsparcie w swojej społeczności lokalnej jakoś sobie poradzi nawet w najgorszych czasach. Ten, któremu tego wsparcia brakuje, w końcu straci rację bytu. Obecnie zawodowe kluby w najlepszych ligach zatrudniają całe sztaby marketingowców, którzy mają jedno zdanie: powiększyć tzw. fanbase. Bo więcej kibiców oznacza po prostu większy przychód do klubowej kasy. W Świdniku przez lata o tym nie myślano, bo Avia miała zapewnione finansowanie z fabryki. Ale kiedy zostało ono znacznie ograniczone, klub stoczył się w piłkarskiej hierarchii o dwa poziomy. Mało brakowało, że przywitałby się nawet z okręgówką.

Uniknęliśmy na szczęście najgorszego i obecnie nie wisi raczej nad Avią widmo zagłady, jednak stary problem pustych trybun nadal istnieje. Jestem ciekaw, czy po powrocie do Świdnika na przebudowany, ładniejszy stadion Avia wreszcie zacznie przyciągać większą liczbę kibiców. I czy wreszcie w samym klubie powstanie długofalowy plan wychowania sobie kolejnych pokoleń sympatyków, abyśmy mogli kolejny okrągły jubileusz Avii świętować co najmniej w II lidze w gronie nie mniej licznym niż to widoczne na załączonych fotografiach.