Trener o złotym sercu

Trener Mieczysław „Messu” Gracz (z lewej) w przyjacielskiej pogawędce z Gerardem Cieślikiem, z którym grał razem w reprezentacji Polski.

Tym artykułem chciałbym zapoczątkować serię poświęconą trenerom, którzy pracowali w naszym klubie. Zastanawiałem się od kogo zacząć, bo przecież w przeszłości prowadziło Avię wielu naprawdę znakomitych szkoleniowców. Jeden z nich był nawet wymieniany jako kandydat na selekcjonera reprezentacji Polski. Mowa o Andrzeju Gajewskim, który trzecioligową Stal Mielec wprowadził najpierw do drugiej, a potem od razu do pierwszej ligi. Inny ”nasz” trener, Bronisław Waligóra, po roku pracy w Świdniku zostawił zespół na 7 miejscu w II lidze po czym odszedł do Widzewa Łódź, z którym nie tylko wyeliminował z rywalizacji pucharowej Manchester City (pierwszy polski sukces przeciwko Anglikom w pucharach), ale nawet… pobił się z członkiem sztabu rywali w tunelu na Maine Road. Ciekawych postaci trenerskich związanych z Avią było naprawdę wiele, na początek postanowiłem więc napisać o jednej z najciekawszych. Ta postać to Mieczysław Gracz o wdzięcznym przydomku “Messu”, który pracował w Świdniku od wiosny 1971 roku do końca sezonu 1971/72, a więc w trzeciej lidze, tuż przed pierwszym historycznym awansem na zaplecze ekstraklasy.

Mieczysław Gracz urodził się 3 sierpnia 1919 roku w Krakowie. Mieszkał na Grzegórzkach i jego pierwszym klubem był tamtejszy Grzegórzecki KS. W szkole jednym z jego nauczycieli był Józef Kałuża, legendarny piłkarz Cracovii oraz reprezentacji, a także selekcjoner pod wodzą którego Polska zajęła 4. miejsce na Igrzyskach w Berlinie oraz po raz pierwszy awansowała na mistrzostwa świata. Nic dziwnego, że młody Mietek Gracz kibicował “Pasiakom”. W lecie 1933 roku wraz z zespołem kolegów z Grzegórzek oraz z listem polecającym od Kałuży udał się do siedziby Cracovii. Akurat w klubie nikogo nie było, od szatniarza usłyszeli, że mogą przyjść za parę dni, ale zamiast tego udali się na drugą stronę Błoń, gdzie trafili na inną legendę przedwojennego futbolu, Adama Obrubańskiego. Ten były napastnik Wisły, współsprawca założenia ligi polskiej, który potem zginął w Katyniu, rozdał entuzjastycznie nastawionym juniorom z Grzegórzek cukierki i zaproponował im sparing z rówieśnikami z Wisły. Wynik? Goście rozgromili wiślaków 7:1. Dla Mieczysława Gracza oznaczało to początek ponad 18-letniego związku z Białą Gwiazdą. W lidze zdobył 88 goli w 139 występach, ale łącznie z meczami nieoficjalnymi miał tych występów ponad 500. Do tego dodajmy 22 mecze i 4 gole w reprezentacji Polski w latach 1947-50. Można się tylko zastanawiać, jak wyglądałyby te wszystkie statystyki, gdyby po drodze nie było sześciu lat wojny.

”Messu” zadebiutował w pierwszym zespole Wisły wkrótce po ukończeniu 16 lat. W 1936 roku mając 17 lat i 36 dni został najmłodszym ligowym strzelcem w historii klubu. Od tej pory do wybuchu wojny nie pojawił się już tylko w dwóch meczach Białej Gwiazdy. W linii ataku grał jako tzw. łącznik. Początkowo obrońcy i bramkarze rywali ignorowali mizernie wyglądającego przeciwnika (163 cm wzrostu i 63 kg wagi), szybko jednak zapracował na miano tego, kogo należy bać się najbardziej. W wywiadzie dla Gazety tak wspominał go członek rady seniorów Wisły, Leszek Snopkowski: – Miał niesamowity spryt. Rzadko zdobywał gole po silnych, soczystych i dalekich uderzeniach. W jego wykonaniu dominowały raczej „farfocle”, czyli strzały „ze sznurówki”, podcinki i dobitki. W meczu z Polonią w w Warszawie w 1946 roku „Messu” strzelił bramkę głową dzięki temu, że wskoczył na plecy obrońcy Polonii. Poloniści wprawdzie protestowali, ale sędzia bramkę uznał. W swojej karierze strzelił kilka bramek ręką, co umknęło uwadze sędziów.

Gracz na boisku był zadziorny, a momentami wręcz agresywny. Były gracz Cracovii Mieczyslaw Kolasa twierdził, że wiślak skoczył mu korkami na nogę wołając: – A masz sk…! Podobno potrafił w nerwach po przegranym meczu rzucić butem we własnego bramkarza. W Chorzowie do kibica gospodarzy wołającego przez cały mecz w jego kierunku: – Ej! Ty, czarny! (”Messu” miał śniadą cerę i czarne włosy) odkrzyknął w końcu: – Całuj mnie w dupę, to będę biały!

W 1947 roku FIFA organizowała pokazowy mecz Europa kontra Wielka Brytania. Dwóch krakowian, „Messu” i Tadeusz Parpan z Cracovii otrzymali powołanie do reprezentowania barw starego kontynentu. Jednak władze nie zgodziły się na ich wyjazd… Po zakończeniu kariery piłkarskiej w 1953 roku został trenerem. Trzykrotnie prowadził pierwszy zespół Wisły. Łącznie niespełna pięć lat. Największym jego sukcesem było zdobycie w 1967 roku Pucharu Polski. Zanim trafił do Avii trenował także Olimpię Poznań, Zawiszę Bydgoszcz i Garbarnię Kraków, a po odejściu ze Świdnika jeszcze Wisłokę Dębica, Stal Zawadzkie i Górnika Libiąż.
Mimo porywczego charakteru był nazywany przez podopiecznych trenerem o złotym sercu. Jego wychowanek z Wisły Ryszard Wójcik wspominał:Był trenerem-tatą. Nie tylko nas szkolił, ale także wychowywał. Chodził do szkół, dowiadywał się o nasze stopnie i kiedy były niezadowalające, rozmawiał z nami. Był przede wszystkim praktykiem. Może zbytnio nie umiał sprzedać swojej wiedzy piłkarskiej, ale nie sposób było na treningach go oszukać przy wykonywaniu ćwiczeń. Znał wszystkie sztuczki. Poza tym, widać było jakie wspaniałe ma umiejętności! Kiedy był młodszy, grywał z nami i prezentował się naprawdę świetnie. Był niezwykle lubianym człowiekiem. Nikomu nie przeszkadzało, że potrafi wybuchnąć i być gwałtowny niczym huragan, kiedy wyprowadzono go z równowagi. Ale też był, i takim został zapamiętany, wesołym, pogodnym i życzliwym człowiekiem.

W podobny sposób wypowiadał się jego podopieczny z Zawiszy, Tomasz Zgoda:Wspaniały człowiek, trener i wychowawca. Pamiętam, że chyba pan Gracz jako pierwszy nauczył nas grać tzw. długimi dokładnymi podaniami. Na treningach mieliśmy na boisku rozłożone maty i do znudzenia, po kilkadziesiąt razy ekspediowaliśmy piłkę tam, gdzie one się znajdowały, ćwicząc w ten sposób dokładne zagrania. Później podczas meczów to procentowało, gdyż wielokrotnie takimi właśnie mierzonymi piłkami zaskakiwaliśmy rywali.

Gracz odszedł z Avii na rok przed awansem do II ligi, ale można powiedzieć, że w dużej mierze do tego sukcesu się przyczynił. Prowadzona przez niego drużyna zajęła na finiszu trzecioligowego sezonu 1971/72 wysokie czwarte miejsce; mistrzem był Widzew i wtedy jeszcze nikt nie przypuszczał, że łodzianie właśnie rozpoczeli drogę na szczyty polskiego i europejskiego futbolu. Właśnie w tym sezonie za namową Gracza do Świdnika przyjechali bracia Adam i Ireneusz Adamusowie, Janusz Sputo i Franiszek Golik, a także powrócili klubowi wychowankowie Roman Szpakowski oraz Ryszard Andrzejczak. W następnym sezonie już pod wodzą Edwarda Wojewódzkiego (jesień) i Jana Golana (wiosna) Avia była trzecia, ale dzieki decyzji PZPN o powiększeniu II ligi uzyskała upragniony awans, a Janusz Sputo zdobywając 20 goli został królem strzelców.

Mieczysław Gracz do końca życia mieszkał w Krakowie i kibicował swojej Wiśle. Zmarł 21 stycznia 1991 roku. Pochowany został na Cmentarzu Rakowickim z udziałem pocztu sztandarowego Wisły, wychowanków i kibiców, blisko mogiły innego legendarnego wiślaka, przyjaciela z drużyny, Józefa Kohuta. Jego imieniem nazwany został stadion Grzegórzeckiego KS. Na koniec wyjaśnienie skąd wziął się pseudonim Gracza. Otóż było to wynikiem wady wymowy. Kiedy mówił o meczu, słychać było „messu”. A ponieważ o meczach mówił bez przerwy, to owe “Messu” przylgnęło mu do nazwiska już na stałe.

Wpis oparty został o materiały źródłowe ze strony historiawisly.pl. Jeśli ktoś z czytelników pamięta “Messu” Gracza z pobytu w Świdniku, proszę o podzielenie się wspomnieniami.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *