Adam Adamus wspomina: – Legii się nie odmawia

W kolejnej części swoich piłkarskich wspomnień Adam Adamus opowiada w jakich okolicznościach przeszedł z Avii do pierwszoligowej Legii Warszawa. Na wstępie przypomnę, że stało się to po zakończeniu sezonu 1973/74, w którym mój rozmówca był najlepszym strzelcem świdnickiej drużyny (9 bramek). Na zdjęciu powyżej pan Adam jest w koszulce Cartusii Kartuzy, którą prowadził w latach 2008-2010.

Legia upomniała się o mnie chwilę po sparingu, który odbył się w lutym 1974 roku w Świdniku. Zremisowaliśmy wtedy 2:2, a ja strzeliłem bramkę Piotrowi Mowlikowi. Ten mecz, moja gra, a szczególnie okoliczności zdobycia mojej bramki były chyba decydujące o tym, że trener Legii Jaroslaw Vejvoda wskazał na moją osobę, jako godną transferu. Jeżeli chodzi o bramkę, to dostałem prostopadłe podanie i wyszedłem sam na sam z Mowlikiem. Najważniejsze było to, że prowadząc piłkę przed bezpośrednim pojedynkiem z Mowlikiem, na wielkim luzie rozglądając się dookoła, czy jestem sam nie atakowany, czekałem na jakiś ruch bramkarza, by później lekkim strzałem ulokować piłkę w bramce.

Zaraz po tym sparingu przyjechał kierownik pierwszego zespołu Legii i praktycznie w ciągu jednego dnia dogadaliśmy wszystkie sprawy. Z mojej strony nie było żadnego wahania, mimo że miałem dogadany transfer do pierwszoligowego wówczas ROW Rybnik. Wiadomo stolica, jeden z najlepszych klubów w Polsce. Jerzy Dudek kiedyś powiedział, że Realowi się nie odmawia, tak też było w moim przypadku w temacie Legii. Pewnie powinienem był powiedzieć: Jak mnie chcecie to mogę u was grać za darmo!

Sądzę, że zarówno trener jak i kierownictwo Legii zrobili wywiad z Januszem Żmijewskim, którego opinia o mnie utwierdziła ich o słuszności tego transferu. Najlepiej byłoby się spytać samego Janusza jak to było. W Legii nie pograłem za wiele skutkiem wspominanej wcześnie kontuzji. Mimo to niczego nie żałuję, poznałem wielki świat, wspaniałych zawodników jak m.in. największe sławy Deynę, Gadochę, czy Ćmikiewicza. Byłem uczestnikiem 3-tygodniowego tournee po Australii. Nie muszę chyba nikogo przekonywać jaka to była wspaniała przygoda. Był to luty 1975 roku, czasy głębokiej komuny. Wyjazd do NRD był problemem, a co dopiero antypody.

Z Legią byłem w tym samym roku także w Egipcie (kwiecień – zdjęcie powyżej, Adam Adamus z prawej – przyp. Mach) oraz na Słowacji (przerwa letnia). Zaraz po powrocie z obozu w Koszycach, zgłosił się po mnie Bałtyk. W tym przypadku główną rolę odegrał fakt, że w tym czasie w Legii odbywał służbę wojskową jeden z najlepszych w historii napastników Bałtyku, Zbigniew Nowacki, który polecił moją osobę, zresztą byłem już trochę znany w środowisku piłkarskim. Legii prowadzonej wtedy już przez Andrzeja Strejlaua pasowało że się ktoś po mnie zgłosił. Mieli mnie z głowy (mało grałem i nie do końca wyleczyłem rwę kulszową). Mało tego, jeszcze pewnie na mnie zarobili co nie co. Do Trójmiasta wraz z działaczami Bałtyku przyleciałem samolotem, pokazano mi moje nowe mieszkanie i do Warszawy wracałem samochodem transportowym, którym wróciliśmy do Gdyni z całym moim dobytkiem.

Przejście do Bałtyku było moim ostatnim transferem, jako że w czerwcu 1975 roku zawarłem związek małżeński i wszelkie dalsze wędrowanie po świecie piłkarskim było już nie wskazane. Zakotwiczyłem w Bałtyku praktycznie do dnia dzisiejszego.